Jak zamieniamy nasze dane osobowe na cyfrową walutę
José María Álvarez-Pallete, były prezes Telefónica i autor książki La economía de los datos (Ekonomia danych), jasno to ujął w jednym zdaniu, które choć krótkie, zawiera wielką paradoksalność ery cyfrowej: Akceptując pliki cookie na stronie internetowej, dzielimy się częścią naszego życia. Od lokalizacji po emocje, kliknięcia i ruchy w sieci są rejestrowane, analizowane i monetyzowane. W zamian otrzymujemy spersonalizowane doświadczenia lub bezpłatną usługę.
W rzeczywistości mamy do czynienia z tym, co sam Álvarez-Pallete nazywa „rynkiem nieobecnym”. Jest to scenariusz, w którym istnieje dobro o ogromnej wartości, jakim są nasze dane, oraz silny popyt ze strony firm technologicznych, reklamowych lub ubezpieczeniowych, ale obywatel, który te dane wytwarza, pozostaje poza grą.
„Niewidzialna opłata” w postaci kliknięcia
Akceptowanie plików cookie wydaje się banalnym gestem. Jedno kliknięcie, aby kontynuować przeglądanie. Jednak według Narodowego Instytutu Cyberbezpieczeństwa (INCIBE), w ten sposób zezwalamy małym plikom danych (pliki cookie) na gromadzenie i przechowywanie informacji o naszej aktywności w Internecie. Mogą to być informacje o odwiedzanych stronach, czasie trwania wizyty, rodzaju używanego urządzenia, a nawet preferencjach zakupowych.
Istnieją pliki cookie funkcjonalne, niezbędne do zapamiętania przez stronę internetową naszego hasła lub języka, oraz inne, bardziej inwazyjne, takie jak pliki śledzące lub analityczne, wykorzystywane przez osoby trzecie do tworzenia profili reklamowych. To właśnie tutaj zaczyna się ukryty koszt.
Ale czy naprawdę wiemy, jakie dane przekazujemy? Jak są wykorzystywane? Kto je kupuje lub odsprzedaje? Odpowiedź, jak wskazuje Álvarez-Pallete, jest niepokojąca: nie wiemy. Część problemu leży w złożoności przepisów prawnych. Interpretacja polityki prywatności lub plików cookie jest dla większości osób wyczerpującym zadaniem. Tak zwane „koszty transakcyjne” są tak wysokie (prawne, techniczne, praktyczne), że przeciętny obywatel jest zmuszony do zaufania.
Akceptacja plików cookie oznacza ujawnienie wielu danych osobowych.
Prawodawstwo krajowe i europejskie próbowało odpowiedzieć na te obawy. Ogólne rozporządzenie o ochronie danych (RODO) i LOPDGDD określają jasne obowiązki: przejrzystość, wyraźna zgoda, możliwość odrzucenia plików cookie bez utraty dostępu do strony internetowej… Jednak w praktyce, jak przyznaje Hiszpańska Agencja Ochrony Danych, wiele stron internetowych nadal nie spełnia tych wymagań. Dotyczy to zwłaszcza jasnego i przystępnego wyjaśnienia, jakie dane są gromadzone i w jakim celu.
Dyrektywa e-Privacy, która jest nadal w fazie projektu, ma to zmienić. Jej celem jest zapewnienie użytkownikom możliwości przeglądania stron internetowych nawet w przypadku odrzucenia plików cookie, z wyjątkiem przypadków niezbędnych do technicznego funkcjonowania strony. Jest to krok w kierunku bardziej sprawiedliwego środowiska.
Aby przerwać ten cykl nieprzejrzystości i nierówności, były prezes Telefónica proponuje trzy kluczowe rozwiązania: ustanowienie indywidualnych praw cyfrowych do naszych danych, stworzenie zaufanych pośredników, którzy będą nas reprezentować w negocjacjach, oraz zapewnienie pełnej przejrzystości w zakresie sposobu wyceny naszych danych. Innymi słowy: przejście od bycia darmowym surowcem do świadomych podmiotów rynkowych.